Czy leki przeciwdepresyjne leczą depresję?
W przeszłości leki stosowane przez psychiatrów miały nazwy nawiązujące do sposobu ich działania, czyli były leki „uspokajające” albo „pobudzające” albo „nasenne”. To zmieniło się w latach pięćdziesiątych XX wieku kiedy wprowadzono pierwsze leki „przeciwpsychotyczne”, nazwane tak nie dlatego, że miały potwierdzone badaniami działanie lecznicze, lecz na podstawie obserwacji pacjentów w szpitalach, którzy po zażyciu leku stawali się posłuszni, milczący, obojętni, apatyczni.
Pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku pojawiły się pierwsze leki z grupy SSRI (Selective Serotonin Reuptake Inhibitors, selektywne inhibitory wychwytu zwrotnego serotoniny), które miały zastąpić owiane złą sławą benzodiazepiny, które okazały się uzależniające i wywołujące wiele poważnych efektów ubocznych. W nawiązaniu do teorii proponującej, że depresja jest wywołana przez zaburzenie ilości serotoniny w mózgu, leki te nazwano „przeciwdepresyjnymi”, mimo że nie było i do dzisiaj nie ma dowodów naukowych na to, że depresja jest wywołana przez „zaburzenie równowagi chemicznej w mózgu”.
Przyczyna powstawania chorób psychicznych (takich jak m.in. depresja czy schizofrenia) jest wciąż nieznana.
Nie wiadomo jaki jest mechanizm działania leków psychiatrycznych ani jakie dokładnie zmiany w mózgu mogą wywołać.
Leki przeciwdepresyjne nie leczą depresji, a leki przeciwpsychotyczne nie leczą psychozy. Ich działanie polega na tłumieniu objawów, ale dokładny mechanizm w jaki sposób to robią ani jakie zmiany w mózgu wywołują nie jest poznany ani opisany.
Terminy takie jak „antydepresant” lub „lek przeciwdepresyjny” i „przeciwpsychotyczny” są metaforami. Są to określenia stworzone analogicznie do słowa „antybiotyk”, który był medycznym triumfem XX wieku. Słowo „anty-”, czyli „przeciw-” skierowane przeciw wrogowi zastąpiło metafory i modele używane przez psychiatrów w przeszłości dla wyjaśnienia chorób psychicznych i dewiacji. Powstała koncepcja traktująca większość chorób psychicznych w modelu obcego procesu atakującego ofiarę, a więc leczenie ma na celu całkowite usunięcie tego procesu. Postrzegamy zjawiska przez pryzmat wcześniej przyjętego założenia i podchodzimy do leczenia tak, jak podchodzilibyśmy do stosowania antybiotyków. To oznacza, że określamy obcy patogen lub proces, a następnie stosujemy odpowiedni specyficzny lek „anty-” i zwiększamy dawkę, aż wróg zostanie wyeliminowany. Dzięki metaforze antybiotyków tolerowaliśmy i usprawiedliwialiśmy skutki uboczne i inne szkody dla zdrowia pacjentów, z których niektórzy określają się obecnie jako „survivors”, czyli osoby, którym udało się przeżyć leczenie psychiatryczne[1].
Dr Joanna Moncrieff, psychiatra, naukowiec I wykładowca na University College London, zapytana o to czy istnieje jakiś lek, który leczy depresję, odpowiedziała:
– Nie. Nie ma leku, który leczy depresję, i nie wiemy, czym jest depresja. Nie wiemy, czy jest jakiś stan mózgu charakterystyczny dla depresji. Leki psychiatryczne zmieniają mózg i mają wpływ na jego działanie. Nie wiemy, w jaki dokładnie sposób wpływają na mózg i to powinno nas martwić. To, że przez przypadek mogą wpłynąć na biologiczną nieprawidłowość powodującą depresję, to czysta spekulacja. Nie ma żadnych dowodów popierających taką hipotezę, i sam pomysł, żeby dawać ludziom potencjalnie szkodliwe substancje licząc na to, że przez przypadek okażą się skuteczne, jest dla mnie zadziwiający. Wydaje mi się absolutnie zdumiewające, że ktokolwiek mógł pomyśleć, że jest to rozsądne usprawiedliwienie dla stosowania leku[2].
[1] Jose Luis Turabian, Psychotropic Drugs Originate Permanent Biological Changes that go Against of Resolution of Mental Health Problems. A View from the General Medicine Journal of Addictive Disorders and Mental Health. Journal of Addictive Disorders & Mental Health, 2021.
[2] Depresja: choroba mózgu czy stan umysłu. Rozmowa z dr Joanną Moncrieff: https://youtu.be/1aBLH6t5P9E.